wtorek, 27 września 2011

Niespodzianki

W niedzielę byłam na mojej pierwszej Mszy św. w Afryce… Tak, tutaj zwykła Msza w niedzielę  różni się od tej znanej w Polsce. Była odprawiana w pobliskim kościele przez księdza z Europy o 7.30, więc leniuchowania w niedzielę nie maJ, a trwała 2 godz. Jak na warunki afrykańskie  to była  krótka. Co do różnic, które rzuciły się mocno w oczy to takie, że podczas Ewangelii się siedzi, a psalm czyta. To dziwne, bo ogólnie na takiej Mszy jest bardzo dużo śpiewu i klaskania. Kolejną różnicą była procesja z darami. W Afryce jest ona bardzo rozbudowana, idzie w niej nawet kilkanaście osób, każda z nich niesie jakiś dar. A darem może być tu wszystko. Oprócz chleba i wina widziałam mąkę, cukier, jajka, ciastka, ziemniaki i kaszę… ciekawe, prawda?  Ale największe wrażenie zrobiła na mnie muzyka do której kilka wyznaczonych kobiet rozpoczynało pieśni, a wierni włączali się lub śpiewali tylko refren. Rytmem była podobna do naszego disco poloJ naprawdę, same nogi chodzą, nic tylko tańczyć! U nas to jest nierealne, a tu, w Afryce? proszę bardzoJ Szkoda, że w Polsce takiej nie ma, może niektórzy zaczęliby przychodzić na Msze na początek dla muzyki…? Muszę stwierdzić, że ciekawie to wygląda - ludzie śpiewają, klaszczą i jeszcze się bujają. Reszta Mszy jest taka sama jak w Polsce. Po Eucharystii były ogłoszenia (ciekawostka – były czytane przez kobietę), podczas których zostałyśmy powitane. Musiałyśmy w tym momencie wstać i pokazać się wszystkim. Zrobiło mi się miło.
W CoH jest taki zwyczaj, że w niedzielę obiad jemy wszyscy razem, siostry, wolontariusze i dziewczęta. Odbywa się to na stołówce gdzie zwykle posiłki mają tylko dziewczęta. I tu kolejna ciekawostka, w Afryce je się rękomaJ. Ja w sumie jeszcze tego nie próbowałam, bo mam możliwość korzystania ze sztućców,  ale przymierzam się na razie obserwując dziewczynkiJ Po obiedzie czekała na nas kolejna niespodzianka. Przez najstarsze dziewczęta, które tu mieszkają, zostałyśmy oficjalnie powitane w City of Hope. Życzyły nam miłego pobytu na placówce i byśmy czuły się tu jak w domu. Było to bardzo miłe i niespodziewane, nawet łezka zakręciła się w oku… Poczym przy śpiewnie zostałyśmy ubrane w nasze pierwsze chitengi (nie wiem czy to jest poprawna pisownia, a wymawia się „ czitenga”). To typowy strój afrykańskiej kobiety. Chitega to prostokątny kawałek kolorowego materiały, który noszą kobiety, nazwijmy to naszym językiem, jako spódnicę. Chociaż z takiego materiału szyje się również sukienki, bluzki, spódnice czy męskie koszule. Można go również wykorzystać jako obrus czy zasłonki. Wszystko zależy od fantazji i potrzeby. Zabawne jest to, że materiał na chitengę ma różne kolory i wzory. Więc nie ma problemu ze znalezieniem odpowiedniego wzoru na dane święto czy to narodowe czy kościelne. Na porządku dziennym są chitengi z wizerunkiem Jezusa, Matki Bożej, ks. Jana Bosco czy zambijskiego prezydenta. To dopiero jest okazywanie swoich przekonań religijnych i patriotycznych…



1 komentarz:

  1. Byłem kiedyś na mszy św w której uczestniczyły osoby głównie z krajów afrykańskich. Rzeczywiście, oni fantastycznie potrafią modlić się poprzez śpiew i taniec. Myślę, że u nich to po prostu rdzenne zachowanie. Ale pięknie to wygląda.

    OdpowiedzUsuń