„Coś„ - tak zapisałam ten
dokument w folderze w którym mam wszystkie teksty z przeznaczeniem
opublikowania na blog. Dlaczego tak? Bo siedząc przed klawiaturą komputera nie
mam sprecyzowanego pomysłu na tekst, nie wiem co będzie dalej. W tym momencie
nie wiem, która historia, sytuacja czy czas przebije się przez skorupę myśli. A
one zaklinowały ujście niczym gęsta kasza wąską szyjkę lejka. Nie wiem co
znajdzie dobre i łatwe wyjście z labiryntu moich przemyśleń, obserwacji i doświadczeń.
Nie jest to proste, ponieważ za każdym zakrętem wyłania się kolejne
skrzyżowanie sprawiedliwości z niesprawiedliwością. Skręcając w prawo widzę
zmarznięte dzieci, słyszę cichy głos ucznia, który od wczoraj wypił tylko
herbatę, a dziś boli go brzuch z głodu. Prosi o środek przeciwbólowy. A ja
zapominam gdzie go mamy i myślę co zrobić by cokolwiek zjadł.
Jednak, gdy skręcę w lewo przez
moje ręce przelewa się, niczym rwąca rzeka w porze deszczowej, radość, uśmiech
i zaufanie. Fala ta, za każdym razem, kiedy przypływa zmywa ze mnie złość,
zmęczenie, smutek, osamotnienie. Przygniata mnie słodkim ciężarem, który
zostawia we mnie kolejne bruzdy wypełnione nieuzasadnioną radością. Każdy widok
uśmiechniętej buźki czy wyciągniętej dłoni nastolatka w moją stronę to
zapomnienie o wcześniejszej złości. Po tej stronie zdecydowanie króluje radość.
Tak, to może wydawać sie dziwne. W jednym miejscu, jak w wielkim zbiorniku
mieszają sie radość i uśmiech ze strachem i smutkiem. To niesamowite, że jedno
małe dziecko ma w sobie tyle radości i niekończący sie uśmiech, ktorym potrafi
obdarować innych. Obok bólu jaki sprawia mu krwawiąca rana na ręku, tak, że nie
można jej zatamować, ma w sobie spokój i cierpliwość. Nie płacze, nie narzeka,
nie panikuje. A rana krwawi, brudzi sweter, podłogę. Kapie na spragniony i
wysuszony od ciągłych wiatrów szkolny piach. Przy zakładaniu opatrunku słychać
tylko ciche westchnienie poszkodowanego chłopca. Drżącą ręką zakładam mu
opatrunek, a w środku chyle czola przed jego spokojem, opanowaniem, brakiem
placzu. Dziś to mój Mały Bohater.
Pomimo zimna czy głodu, dzieci te, mają w sobie dużo radości, chęci do zabawy czy rozmowy. Skąd to mają? Skąd tyle powagi, cierpliwości, spokoju? Nie mają wiele, nie mają nowych zabawek, markowych ubrań, najnowszych gier komputerowych, a do szkoły i ze szkoły muszą iść pieszo dobrą godzinę. Ich prostota, oczy pełne radości i zaufania świecą niczym świetliki w mroku świata. Myślę, że na tym polega różnica pomiędzy dziećmi, ludźmi stąd, a ludźmi z „innego świata”. Oni po postu cieszą się, że żyją. Pomimo biedy w jakiej przyszło im być nie narzekają, ufają i czekają na zmiany.
Pomimo zimna czy głodu, dzieci te, mają w sobie dużo radości, chęci do zabawy czy rozmowy. Skąd to mają? Skąd tyle powagi, cierpliwości, spokoju? Nie mają wiele, nie mają nowych zabawek, markowych ubrań, najnowszych gier komputerowych, a do szkoły i ze szkoły muszą iść pieszo dobrą godzinę. Ich prostota, oczy pełne radości i zaufania świecą niczym świetliki w mroku świata. Myślę, że na tym polega różnica pomiędzy dziećmi, ludźmi stąd, a ludźmi z „innego świata”. Oni po postu cieszą się, że żyją. Pomimo biedy w jakiej przyszło im być nie narzekają, ufają i czekają na zmiany.
Napisałam. Właśnie te myśli i
doświadczenia znalazły wyjście z labiryntu.
A tytuł pozostanie ten sam.