niedziela, 1 kwietnia 2012

Strumyk i połamany fotel (I)

Każdy marzy o długim weekendzie. Ja także, zwłaszcza jak jest się zmęczonym pracą i chciałoby się odpocząć, na chwilę zmienić otoczenie, myśleć  zupełnie o czym innym. I udało się:)W Zambii Dzień Kobiet jest dniem wolnym do pracy (miło prawda?), a po nim następuje Dzień Młodych, także wolny. Biorąc dzień urlopu miałam 4 dni wolne:) co za radość:) Plan już od tygodnia był ustalony. Jedziemy do Kazdembe, na północ, do polskich Salezjanów. Nic nie szkodzi, że przed nami było 1000 kilometrów. Oczywiście w jedną stronę:) Była radość bo na miejscu mieliśmy spotkać się z Wolontariuszami z Mansy:)
Po uroczystościach związanych z obchodami Dnia Kobiet wskoczyłam z Asią do busa na dwie minuty przed planowanym odjazdem. Oczywiście nie obyło się bez uwagi kierowcy w stylu „ Muzungu i prawie się spóźniłyście” A dlaczego tak się stało? To inna historia:) Po prostu kierowca mini-busa jak na złość jechał bardzo powoli i zatrzymywał się gdzie tylko znalazł miejsce… Jednak zdążyłyśmy:)! Plecaki udało się upchać, a my zajęłyśmy nasze miejsca. Ruszyliśmy, przed nami perspektywa 16 godzin w busie, na jednym miejscu, z dwoma czy trzema postojami po 10 min. Na dwóch fotelach z czego jeden był mocno nadszarpnięty i jak się okazał długo nie dało się na nim wysiedzieć dlatego też, co jakiś czas była zmiana. Jednak myśl o odpoczynku, poznaniu nowych miejsc i spotkaniu z polskimi ludźmi dodawała nam sił. W Kazembe planowo mieliśmy być ok. 8:00 rano. Tak też było, bus nie był opóźniony jak to się często zdarza. Nic się w nim nie zepsuło, nie wylądowaliśmy w rowie, ani też żadne zwierzę nas nie zatrzymało. Owszem, tym razem wolałam nie patrzeć w przednią szybę. A to za sprawą słabej widoczności spowodowanej padającym deszczem, miejscową mgłą i brakiem drogowych świateł (wierzę, że nasz bus je miał tylko nie były włączone). Jednak przy tych wszystkich ciekawostkach nasz kierowca radził sobie doskonale i wcale nie zwracał na nie uwagi. Mknął prostą jakby odrysowaną od linijki drogą z dużą prędkością, tak z dużą.  Przez całą drogę tylko kilka razy obudziło mnie silne szarpnięcie całego busa. Jednak kurs został ponownie wyrównany i dalej oddałam się słuchaniu mężczyzny, który był zajęty  głośnym wyrażaniem swojego podziwu wobec młodej sąsiadki po drugiej stronie busa:) Wolałam nie myśleć, że widoczność sprowadza się do 3 metrów. Także zajęłam się kombinowaniem co by tu zrobić, żeby nie kapał na nas deszcz. Okazało się bowiem, że jakoś tak przecieka okno. Poradziłyśmy sobie i z tym. Jednak na mały strumyk przez środek busa nie znalazłam lekarstwa;)
W tym momencie muszę też dodać, że zastanowiła mnie jedna rzecz. W Zambii mało rzeczy jest robionych punktualnie, albo też sporo osób się spóźnia. Jednak jeśli chodzi o sprawę wyjazdu czy podróży to wszystko chodzi jak w zegarku. Każdy potrafi przyjść godzinę czy półtorej wcześniej. A jeśli jest postój w czasie drogi to faktycznie trwa on tyle, ile zarządzi kierowca. Czasem ma się dylemat czy iść do toalety czy kupić coś do jedzenia:)
16 godzin w busie, w drodze, a nadal jesteś w tym samych kraju. Przez taki długi czas można przejechać przez pół Europy:) Po drodze widziałam czym zajmują się ludzie, jak pracują, jak mija im kolejny dzień. To ciekawe. Większość mijanych miejsc po zmierzchu było już zupełnie ciemnych, bez elektryczności. Były też większe wioski czy miasteczka w których tętniło wieczorne życie wśród sklepików, barów, straganów z owocami i warzywami, a także przy prażeniu kukurydzy czy gotowaniu shimy. Oczywiście przy obowiązkowej muzyce.
Każdy postój czy tylko wymiana pasażerów wiązała się także z wymianą towarowo-pieniężną. Miejscowi ludzie wiedzą gdzie i mniej więcej o której będzie bus i czekają z tym co można sprzedać, a co się przyda w trakcie podróży. Tak więc w ciemnej małej wiosce o 23:00 można bez problemu kupić gotowane orzeszki ziemne, prażoną lub gotowaną kukurydzę, banany, pomidory, ziemniaki albo coś do picia. A czasem znajdzie się coś słodkiego:) Natomiast wczesnym rankiem widziałam jak budzi się kolejny dzień pracy, jak ludzie zbierają się w grupki i razem idą na pola. Widziałam jak kobiety sprzątają przed swoimi chatkami, jak niosą wodę z pobliskiej pompy. Mijałam dzieci z zeszytami pod pachą idące do szkoły. Nie ominął mnie także wschód słońca.

Po kilku godzinach jazdy wszyscy w busie znali nasz cel podróży. Gdy kierowca ruszał z postoju zawsze było sprawdzenie czy jesteśmy już na swoich miejscach. Po kolejnych godzinach ludzie przyzwyczajali się, że jedziemy razem z nimi i mieli odwagę rozmawiać z nami, chodzi mi tu o starsze osoby. O młodszych nie wspomnę, to oczywiste, że nie przepuszczą okazji do rozmowy z Muzungu. Oczywiście komentarze na nasz temat nie milkły przez całą drogę:)
Taka podróż jest męcząca, jednak ja lubię te zmęczenie. Wyjazd gdzieś zambijskim busem, z zambijskimi ludźmi to ciekawe i interesujące doświadczenie. Popełniłabym wielki błąd wybierając za każdym razem samochód albo narzekając na niewygody.