czwartek, 24 listopada 2011

Dama

Kapusta to cenne warzywo nie tylko za sprawą witamin, które w sobie kryje:) Ostatnio doświadczyłam, że można w niej znaleźć coś bardziej cennego. Coś, bez czego nie da się żyć. Dziwne? a jednak. I wcale nie mam tu na myśli małego bobaska w kolorze mlecznej czekolady zawiniętego w pieluszkę :)
Pewnego pięknego i upalnego popołudnia, kiedy słońce grzało niemiłosiernie, wracałam z Office do domku. Miałam do pokonania niecałe pół kilometra. Mało, jednak po całym dniu pracy w małymi dusznym pomieszczeniu przy temperaturze prawie 40 st. C. nie jest to takie proste. Praca upałach nie należy do przyjemności. Tym bardziej dla człowieka, który nie jest do takich temperatur przyzwyczajony. Nogi były ociężałe. Wilgotna bluzka parzyła niczym wosk wylany na palec. Głowa była nagrzana niczym patelnia. Szłam, ale jakbym się oddalała. Nie miałam siły na rozmowę, słowa bełkocząc zostawały w ustach.  Przy każdym kolejnym kroku czułam jak ucieka ze mnie energia, a to dopiero połowa drogi. Dziewczynki pozdrawiały mnie, a ja nie miałam sił unieść ręki do góry i im pomachać. Marzyła mi się szklanka zimnej wody. W takich warunkach to najcenniejszy skarb. Bez niego zginiesz.
Sunęłam noga za nogą, a myśli bawiły się w chłodnej wodzie jeziora. Oby do domku – tam czeka na mnie zimny prysznic:) Gdy tak marzyłam idąc przez nasz duży ogród zobaczyłam – kapustę :) A raczej to, jak jest zraszana kroplami życiodajnego napoju. Stała tak na swojej jednej nodze niczym dama, piękna, dostojna, ubrana w srebro wody. A zraszacz jak sługa systematycznie dawał jej wodną ochłodę. Też tak chcę! Nie myśląc długo – pewnie od tego słońca, wskoczyłam miedzy jej zielone głowy i czekałam :) Dobrze, zraszacz nie miał nic przeciwko żeby i mnie ochłodzić. Nagle poczułam zimne krople na włosach, twarzy, rękach, łydkach. Trwało to kilka sekund jednak mi wystarczyło. Miałam uczucie jakbym wyszła z zimnego, górskiego potoku. Na twarzy pokazał się uśmiech, oczy zabłysły, zmysły się obudziły. Coś wspaniałego! Stałam i czekałam na kolejną dawkę ochłody. Jest!!! Siły powróciły, miałam ochotę zostawić wszystko i ganiać za wodą jak małe dziecko kiedy zobaczy na chodniku kałuże. Krótka chwila, a jak ważna. Zwykła woda, a ile daje sił i radości.

Tak więc w kapuście znalazłam siły na pokonanie ostatniego odcinak dzielącego mnie od domku. Ale czy tylko to? Myślę, że taki orzeźwiający element dnia zapiszę w swoim kalendarzu zajęć. :) To dobry sposób na radzenie sobie z upałami:) Kolejny dowód na to, że w każdych warunkach stać człowieka na kreatywność  i pomysłowość:)
Czasem nie dostrzegamy tego, co mamy na co dzień. Do momentu, kiedy jest nam bardzo potrzebne, a nie jest to w zasięgu naszych rąk. Doceniamy wtedy wartość, smak i ważność. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że często to, co jest takie zwyczajne, pospolite, codzienne kryje w sobie wielką moc. Cieszmy się z najmniejszej rzeczy. Cieszmy się, że gdy odkręcimy kran od razu leci woda. Inni muszą ją nosić kilka kilometrów w beczkach i dzbanach na głowach. Bądźmy wdzięczni tu i teraz, w tym momencie.
Pozdrawiam:)

wtorek, 15 listopada 2011

Na dywaniku u Pani Konsul

Prędzej czy później musiało to nastąpić. Nie spodziewałam się tylko, że tak szybko:) Polskie Święto Narodowe jednych łączy, innych dzieli, niestety. Nas, Polaków mieszkających w Lusace i okolicach zdecydowanie połączyło. Przyczyniła się do tego także nasza Pani Konsul. To ona kontaktowała się  z poszczególnymi osobami i zaprosiła na polski obiad. My pojechałyśmy z naszą s. Ryszardą. W ostatnią niedzielę, po Święcie Niepodległości duża grupa Polaków spotkała się u Pani Konsul na obiedzie. Oczywiście jak przystało na polski obiad, nie zabrakło polskich dań:)  Między innymi były gołąbki i pierogi!!! Nareszcie coś bardziej "domowego":) Pani Maria to ciepła, sympatyczna  i pełna życia kobieta. Dla mnie jest niesamowita ponieważ mieszka w Zambii już ok. 47 lat!!! zna wszystkich i wszyscy ją znają. Zaskakujące również było to, że poza księżmi i siostrami zakonnymi w Lusace mieszka i pracuje sporo osób z Polski. Dobrze mieć taką świadomość, że człowiek w obcym państwie i na obcym  kontynencie nie jest sam. Myślę, że takie spotkania są dobre dla wszystkich, którzy mieszkają z dala od rodzinnego kraju. Chwała im za to, że potrafią się zorganizować i spotkać. 

 Święto Niepodległości obchodzone było również u nas, w City of Hope:)  Zdecydowanie przyczyniłyśmy się do obchodów 11 listopada:) Nie zabrakło biało-czerwonych koszulek i flagi. Nasz wygląd wzbudzał ogólne zainteresowanie:) Nie trzeba było długo czekać, na to, by wszyscy na placówce wiedzieli, że Kasia i Asia ma dziś Independence Day:)Były miłe komentarze i życzenia. Nauczyciele w szkole co chwilę pytali o nasz kraj, np.: ile lat mamy u siebie niepodległość. Gdy odpowiadałam, byli mocno zaskoczeni, ponieważ Zambia cieszy się niepodległością dopiero 47 lat.  Mówili również, że mamy bardzo ładne koszulki i żebym im je dać:)  Tak po prostu, bo są ładne. I nie wydaje mi się żeby zwracali uwagę na rozmiar:) Było przy tym sporo śmiechu:)


  Obchody Święta Niepodległości swojego kraju poza jego granicami nabiera innego charakteru. W takich chwilach patriotyzm nabiera innego znaczenia.  

sobota, 5 listopada 2011

Upalne Zaduszki

Listopad - miesiąc szczególnej pamięci o tych, którzy odeszli. Miesiąc pamięci o tych, którzy orędują za nami w niebie. To ważny czas. Nawiedzamy groby, zapalamy znicze, kładziemy kwiaty. Modlimy się za bliską osobę, której już nie ma tu na ziemi. Zamyśleni patrzymy na krzyż, tablicę nagrobkową i wyryte w niej litery niczym wspomnienia w sercu. Tępym wzrokiem czytamy imię, datę urodzin, śmierci… Dyskretnie wycieramy płynącą łzę po policzku. Zaduszki – to piękny czas. To chwila, kiedy możemy się zatrzymać, pomyśleć, zastanowić nad życiem, nad tym jak jest ulotne. Myślimy o tych, którzy jeszcze rok temu razem z nami spacerowali cmentarnymi alejkami zapatrzeni w ciepły blask maleńkich płomieni. O tym jak wspólnie rozmawialiśmy półgłosem, tak żeby nie zbudzić tych, którzy wokół nas śpią. Jak słuchaliśmy pękających szklanych zniczy niczym bańki mydlane, ulotne i kruche jak nasze życie. Nie myśl, że teraz idziesz sam. To nie prawda. Nigdy nie jesteś sam! 
Zaduszki to również czas na odwiedzanie cmentarzy w innych miastach, na które często w ciągu roku nie mamy czasu, cóż. Często te dni to pierwszy większy przymrozek jesieni dzięki któremu nie jesteśmy wstanie zapalić lampki. To oszronione chryzantemy.
W tym czasie, każdego roku przypominam sobie wierszyk, który nauczyłam się jeszcze w szkole podstawowej. To niesamowite bo cały rok o nim nie pamiętam. A w tym czasie zawsze daje znać o sobie.

” Zasnuła groby żółtawa mgiełka, we mgle migoczą blade światełka. Między grobami liście się mienią. Szeleszczą, szumią, pachną jesienią (…)”  
Tak wspominam polski Dzień Zmarłych. Tu w Zambii nie mam tego więc pamięć przywołuje znane obrazy. Pierwszy jak też drugi listopada to normalny dzień pracy. I jeśli człowiek sam nie będzie pamiętał o ważności danego dnia to szybko może o niej zapomnieć. Dzięki codziennym zajęciom może przeżyć go w błogiej nieświadomości. Sama miałam takie momenty, na szczęście krótkie. W te dni była wieczorna  Msza św. Niestety, nie obchodzona tak uroczyście jak u nas w Polsce. Byłam nawet zaskoczona, gdy zobaczyłam na niej dużo mniej osób niż w zwykłą niedzielę. O nawiedzeniu cmentarza też nie było mowy bo tu raczej ich nie ma. A jeśli są, to gdzieś daleko, o które nikt nie dba bo nie ma tu takiego zwyczaju i tradycji jak u nas. Takie chwile uświadamiają mi, że Zambia to nie Polska. Pomimo, że jestem na placówce katolickiej to widać tu inne tradycje, zwyczaje, kulturę. Zostaje mi tylko pamięć o moich bliskich zmarłych. Zapamiętany widok parafialnego cmentarza. Obraz rodzinnych grobów. Wychodząc z domu nie musiałam szukać rękawiczek bo na zewnątrz było 38 st. C w cieniu.
Inaczej, ale czy gorzej? Myślę, że nie. Taka sytuacja, gdy jesteśmy z dala od rodzinnego domu pokazuje nam, co w naszym życiu jest ważne. Pokazuje czym żyjemy. Daje nowe doświadczenie. Do nas należy to, co z tym zrobimy.