Ciepłe deszczowe popołudnie. Koniec pracy w Office. Zmęczone próbujemy z Asią schować się przed deszczem pod jedną parasolką. Dyskretnie wyrywając ją sobie żeby jak najmniej kropli spadło na jedną z nas. Idziemy marszowym krokiem po rdzawej ziemi. Piach nie pyli – błyszczy zmoczony deszczem. Buty stają się cięższe od mokrej ziemi, która przykleja się do podeszwy. I mam wrażenie, że wcale nie idę w sportowych sandałach tylko w butach na wyprawy w góry. Ciekawe doświadczenie. Gdyby nie uczucie, że mam mokre stopy pewnie bym tak myślała. Idziemy i nagle z oddali słyszę głos s. Ryszardy - woła mnie. Krótka myśl z szybkością światła przebiegła mi przez głowę – „o co chodzi?”. Jednak nie zwracając na nią uwagi zawracamy i idziemy w stronę siostry. I co słyszę?! „ Kasia, na stole leży list do Ciebie”. LIST?!?!? Do mnie?! Zdziwiona i zszokowana, z uczuciem lekkiego niedowierzania, jednak pełna nadziei idę po niego. I jest! A raczej są, dwa. WOW!!!! Ale od kogo?!?! Jak?!?!? Nikomu nie podawałam adresu, na blogu jeszcze go nie wstawiłam. Cóż, ci którzy je napisali znaleźli sposób na zdobycie mojego adresu. Niesiona na skrzydłach ciekawości zmierałam do domku żeby jak najszybciej zagłębić się w lekturę. I nie był ważny deszcz. Liczyły się zaklejone koperty.
Przyszły one w zbiorczej paczce na adres placówki. A dwie koperty były oznaczone moim imieniem i nazwiskiem. Kilka zdań od osób, które dowiedziały się gdzie jestem i co robię. Wiadomości co u nich słychać, kilka ciepłych zdań skierowanych do mnie i zapewnienie o modlitwie. Kartka z trafną myślą. To bardzo miłe. Taka prawdziwa niespodzianka! Drobna rzecz – a cieszy, pomaga. W takich momentach mam poczucie, że ktoś poświęcił na moją osobę uwagę, czas. To namacalny dowód, że w dobie maili, Facebooka i Skypa można napisać normalny „ papierowy list”. Fakt, minął dopiero miesiąc od mojego wyjazdu. Jednak otrzymanie listu z rodzinnego kraju i zupełnie się go nie spodziewając daje wielką radochę JJJ Nie tylko odbiorcy, ale myślę, że również tej osobie, która go pisała.
Dziękuję i zachęcam do pisania takich listów. Niekoniecznie do mnie ;) Myślę, że sporo z nas ma do kogo pisać. Może nie pamiętamy już o takiej formie komunikacji? Myślę, że warto po nią sięgnąć i wytrzeć kurz…
Kasiu, serdeczne pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńAga M :)